Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron tej książki myślałam, że już do niej nie wrócę… To, co zobaczyłam oczami wyobraźni, było zbyt przerażające.
Nie mogłam spać. Nie mogłam przestać o tym myśleć.
Między innymi o tym, czym na początku XX wieku mogła być dla kilkuletniej dziewczynki pasionka.
To życie chłopek – szczególnie na wschodzie Polski – było naprawdę przerażające.
A przecież to nie jest jakaś odległa historia. To życie naszych babek. Kobiet, które nas wychowały.
Wróciłam do lektury… i zaczęłam myśleć o mojej babci Jadwidze.
Opowiadała mi, jak jako mała dziewczynka pasła gęsi, pomagała w gospodarstwie…
Kiedyś myślałam: „o, jakie to sielankowe, zdrowe życie na wsi…”
Ale dziś wiem, że życie takiego dziecka nie było ani zdrowe, ani sielankowe.
Moja babcia zawsze miała buty i nigdy nie chodziła głodna — a w tamtych czasach oznaczało to, że rodzinie naprawdę się powodziło.
Rzeczywiście, mieli młyn, morgi, ule, gospodarstwo. Ale i tak wykarmienie jedenastki dzieci było ogromnym wyzwaniem.
Babcia nigdy nie narzekała. Zawsze mówiła o swoim życiu dobrze.
Całe swoje życie poświęciła rodzinie.
Kochała nas wszystkich. Była silna, pewna siebie, zdecydowana. Miała zdrowe poczucie własnej wartości.
Do końca była ostoją naszej rodziny.
Dla mnie – największą miłością.
Dziś, kiedy wracam do tej książki, widzę, że to nie jest już „historia”.
To moje dziedzictwo.
Przyjmuję je z pokorą. Z bólem. Ze współodczuwaniem.
I jednocześnie z ogromną wdzięcznością – bo jestem częścią pierwszego pokolenia kobiet w Polsce, które naprawdę nie są już niewolnicami mężczyzn.
Dziś jesteśmy wolne. Wykształcone. Niezależne.
Wychodzimy za mąż za kogo chcemy. Zarabiamy pieniądze. Podróżujemy. Realizujemy swoje pasje.
I co najważniejsze – same decydujemy o swoim życiu.
Jesteśmy bezpieczne. Nasze ciała są nienaruszalne.
Choć ta książka boli.
Choć czytanie jej przygnębia, osłabia ciało i umysł…
To jednak — kiedy pozwolę sobie ją naprawdę przyjąć — ona mnie wzmacnia.
Daje siłę, by żyć jeszcze piękniej. By nie poddawać się. By iść po swoje.
By marzyć i realizować swoje plany.
Bo MY MOŻEMY.
A może nawet… MAMY OBOWIĄZEK.
W imię życia naszych babek.
W imię ich poświęceń.
W imię ich marzeń, których nie mogły spełnić — ale które my możemy.





Posłuchaj…

0 komentarzy